Toskania dla biedaka
Opowiem Ci o tym, co mnie niezmiennie zachwyca, kiedy jeżdżę drogami w toskańskiej głuszy.
Jest to Leopoldina (w jęz. polskim Leopoldyna) – tak w Toskanii nazywa się dawny wiejski, toskański dom, który widać na rysunku obok. Dom całkiem niepodobny do tych budowanych w Polsce.
Nie żadna willa czy pałac, lecz rustykalny dom na wsi. W takim oto budynku zazwyczaj na parterze była kuchnia z paleniskiem, gdzie żywy ogień służył do przyrządzania posiłków, a w zimie dodatkowo do ogrzewania się.
Wewnątrz domu zazwyczaj nie było schodów, na piętro wchodziło się po drabinie, przystawionej do otworu w podłodze. Jak się okazuje, schody były wtedy rzadkością w domach ubogich mieszkańców wsi zwanych contadini (contadino – chłop), bo to oni właśnie i ich rodziny mieszkali w górnej części tego budynku. Hmmm… mieszkali to za dużo powiedziane! Raczej tylko spali, bo cały boży dzień pracowali na ziemi swoich panów i byli po prostu niewolnikami – tak wyglądał porządek społeczny. Oczywiście dom, w którym mieszkali był własnością pana, na którego ziemi mieszkali.
Powojenne przetasowania
W rejonie, w którym mieszkałam, Valdambra, (prowincja Arezzo), i ogólnie w Toskanii, po II Wojnie Światowej, w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ludzie mieszkający w takich domach zaczęli wykupywać je dla siebie. W owym czasie często się zdarzało, że właściciele ziemscy, którzy w czasie wojny zbyt gorliwie wspierali Benito Mussoliniego, musieli w popłochu uciekać, bo nowa władza lub/i lokalna społeczność im tego nie darowała. Wiadomo, ziemi nie mogli spakować do walizki, zatem jeśli nie udało jej się szybko sprzedać, to porzucali swoje posiadłości, dzięki czemu dla ludzi tam mieszkających pojawiały się okazje, by takie opuszczone domy kupić.
Dom za trzy miesięczne robotnicze wynagrodzenia
W latach sześćdziesiątych masowo i za bezcen wykupowali je również Niemcy i Brytyjczycy. Równowartość ceny zakupu takiego bardzo spartańskiego domu zbudowanego w 1821 r. (taka data została na nim wyryta, więc powstaje domniemanie, że jest to data jego zbudowania) pod koniec lat pięćdziesiątych stanowiła suma trzech miesięcznych wynagrodzeń pracownika fizycznego, tu akurat budowlanego, we Florencji. Tak opowiadał mi mieszkaniec takiego właśnie domu, przed wojną niewolnik, po wojnie prawowity właściciel domu.
O wyższości wsi polskiej nad toskańską
Ciekawe jest to na parterze takiej Leopoldyny typu casa colonica miały swoje pomieszczenia również zwierzęta hodowlane, i to nie tylko małe typu kury, kaczki i króliki ale i większe zwierzęta jak owce i wieprzki !!! Zamiast “świnki” piszę “wieprzki”, bo u moich kuzynów na wsi zawsze słyszałam takie określenie – “wieprzki”, słowo ładniejsze niż świnia albo świńskie ryje, prawda? A owce w moim nieformalnym języku od wielu lat nazywają się “beeepki” – zasługa siostrzeńca 🙂 Od razu robi się sympatyczniej, no nie?
Zacofana włoska wieś
Co dziwne w tak bogatym kraju jakim są Włochy, taki stan rzeczy, tj. zamieszkiwania ze zwierzętami w jednym domu utrzymywał się w wielu miejscowościach jeszcze do końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku – tak twierdzą ludzie urodzeni w latach pięćdziesiątych w gminie Bucine, którzy opowiadali mi o swoim dzieciństwie. Wprost nie mogłam w to uwierzyć! Jak to, mieszkać w jednym domu z kurami i wieprzkami? Czy to możliwe, żeby włoska wieś była bardziej zacofana niż polska? Bo w Polsce kurniki i chlewiki były stawiane osobno, w oddali od pomieszczeń mieszkalnych, przynajmniej tak było u moich dziadków na wsi i to jeszcze przed I wojną światową. No, chyba że w innych regionach Polski było inaczej, jeszcze biedniej niż u mojej rodziny…
Wakacje już bez towarzystwa “wieprzków”
Obecnie często te piękne, stare domy przeznaczone są na wynajem wakacyjny i cieszą się nimi turyści – oczywiście już bez towarzystwa wieprzków, kur, królików czy indyków na parterze. Za to zdarza się, że spotkasz stada ślicznych, różowych świnek w toskańskich lasach. Na przykład w agroturystyce Armaiolo, której posiadłość liczy wiele wiejskich domów, ogromne połacie winnic, gajów oliwnych i lasów. Tam szczęśliwe świnki, mają swoje przestronne, kilku-hektarowe, ogrodzone lasy, gdzie truchtają sobie prawie jak na wolności, żywiąc się leśnymi i polnymi przysmakami.
Wracając do domów, w posiadłości Armaiolo spotkałam najbardziej oryginalne domy jakie do tej pory widziałam we Włoszech i nasłuchałam się bardzo ciekawych historii o domach na terenie posiadłości. Rzecz jasna obecnie takie domy dla turystów posiadają wszelkie nowoczesne udogodnienia poczynając od wygodnych schodów prowadzących na piętra, a na klimatyzacji kończąc. Ciekawe czy ktoś z nas przebywając na wakacjach w takim domu, zastanawiał się nad życiem jego wcześniejszych mieszkańców?
Diabelskie gorąco i straszliwe zimno
Mieszkałam kiedyś w takim właśnie surowym kamiennym domu i doświadczyłam na własnej skórze, że w lecie jest tam diabelsko gorąco, a w zimie straszliwie zimno! Domy z kamienia te nadają się do mieszkania, gdy jest ciepło, ale nie za gorąco. Zarówno upał jak i zimno przenika przez kamienne mury. Ci, którzy mieszkają w tych rustykalnych domach przez cały rok instalują sobie system dociepleń wewnętrznych, bo szkoda zasłaniać tynkiem rustykalną, kamienną elewację, zimą dogrzewając się dodatkowo kominkami, a w lecie chłodzą się klimatyzacją.
Drzewa dające jedwab
Wróćmy do wieprzków i królików, a dodatkowo do … robaków. Poniżej zamieściłam rysunek domu zwanego w Toskanii bigatteria, z odpowiednio wyposażonymi pomieszczeniami do hodowli larw jedwabników. Starsi ludzie z miejscowości Capannole opowiadali, że kiedyś, przed wojną zarabiano tu godziwe pieniądze na produkcji prawdziwego jedwabiu, do wytworzenia którego potrzeba dużo larw jedwabnika oraz mnóstwo liści drzew morwy. W Toskanii pozostało jeszcze wiele morwowych drzew, ale jakoś nie zauważyłam jedwabnych robaków.
Naturalnego jedwabiu już się tu nie produkuje, z uwagi na wysokie koszty produkcji materiału oraz męczeństwo larw jedwabników, a drzewa morwy są obecnie oblegane przez miłośników jego owoców i liści, które są zdrowe i mają cenne właściwości terapeutyczne. Zwróć uwagę na charakterystyczną wieżyczkę zwaną we Włoszech mansarda znajdującą się na samej górze, najczęściej na środku domu. Można też spotkać domy, w których owa wieżyczka znajduje się z przodu, zlewając się z przednią fasadą budynku..
Pierwotnie mansarda przeznaczona była również i dla gołębi, a właściwie bardziej dla celów konsumpcyjnych sprytnego gospodarza, który wchodził od wewnątrz domu do gołębnika (najczęściej po drabinie), by podbierać gołębiom jajka. Całkiem niedawno suszono tu również winogrona i inne owoce. Widać przeznaczenie wieżyczki zmieniło się na przestrzeni wieków, bo obecnie taka mansarda często służy za stylowy pokoik dla współczesnych małych księżniczek.
Pochodzenie nazwy Leopoldina
Okazuje się, że takie domy zaczęto budować za panowania Leopolda, Wielkiego Księcia Toskanii zwącego się Leopold II Habsburg Lotaryński (1747 – 1792). Czytam w Wikipedii: “Podczas swoich 25-letnich rządów w Toskanii Leopold zajmował się wyłącznie polityką wewnętrzną. Korzystając z familijnego związku z monarchią habsburską i ustabilizowaniem sytuacji w Italii wielki książę zaniechał prowadzenia polityki zagranicznej i utrzymywania armii. Budżet państwa, nie obciążony wydatkami na wojsko, mógł zostać przeznaczony na reformy wewnętrzne. Piotr Leopold potrafił sobie również dobrać odpowiednich doradców, a sam odebrał gruntowne wykształcenie u Karla von Martiniego.”
W Toskanii wprowadzono liberalizm gospodarczy, zniesiono monopole, cła wewnętrzne, cechy i konfraternie kupieckie. Gminne pola i pastwiska zostały rozparcelowane, zniesiono przymus polowy i prawo do polowania na chłopskich gruntach oraz ustanowiono wolny handel zbożem. Spowodowało to szybki rozwój stosunków kapitalistycznych i rozkwit wolnego portu w Livorno. Książę Leopold dbał również o biedniejsze warstwy społeczne w ten sposób, że uboższych obywateli zatrudniano przy finansowanych przez władze pracach nad osuszaniem bagien.
I tak, dzięki Leopoldowi, dobremu włodarzowi, który dbał o zdrowotne i ekonomiczne warunki mieszkańców swojego księstwa, dom z wieżyczką na górze, powszechnie został nazwany na jego cześć Leopoldiną.
Na koniec szkic zwykłego, najczęściej spotykanego, niczym specjalnym nie wyróżniającego się domu. Taki dom, podobny do polskich i wszystkich innych domków na świecie.
Spać, pracować, spać, spracować…
Takie to było życie w dawnych czasach. Żeby było jasne to żadnych innych rozrywek oprócz wiejskich potańcówek tam nie było, przynajmniej w dawnej, wiejskiej Toskanii.
Spać, pracować, spać pracować, to o coś czego i ja doświadczyłam początkowo parę lat w pracy na emigracji w pierwszej dekadzie drugiego milenium w Toskanii. Oczywiście moje doświadczenia to zapewne tylko ułamek okrutnego losu rdzennych mieszkańców dawnej toskańskiej wsi, którzy pracowali o wiele ciężej i nie dostawali nawet zapłaty za pracę! Pracowali za możliwość mieszkania w takim domu i żywienia się płodami ziemi pana, na której pracował.
Ja chociaż otrzymywałam zapłatę, marną, bo marną, ale jednak. Taką zapłatę która “nie pozwoli ci zdechnąć, ale też nie pozwoli żyć” czyli korzystać z udogodnień typu samochód, własne lokum itp. lub z dobrodziejstw życia typu kawiarnie, restauracje i inne jadłodajnie wycieczki, nie mówiąc już o teatrze, koncertach lub prawdziwych podróżach.
Ze swojej perspektywy emigranta mogę potwierdzić, że taka ciężka, nisko płatna praca, zajmująca cały boży dzień, to stan beznadziei, bardzo “zamulający” mózg, paraliżujący wręcz stan bezsilności i beznadziei, z którego wydawałoby się, nie ma wyjścia.
Mentalność niewolnika
Długo trwało, zanim, za sprawą mądrych ludzi zrozumiałam, że i we mnie przetrwała mentalność niewolnika, który zmuszony jest godzić się na stan “spać, pracować, spać, pracować, nie myśleć, nie myśleć”, nic nie czuć, nie czuć, zamrozić uczucia, przetrwać, tylko przetrwać… To chyba nic dziwnego, skoro cała moja rodzina to całe pokolenia niewolników, żyjących w nędzy i strachu przed “panem”.
Kiedyś Kuba Midel, łódzki przedsiębiorca, w którymś z filmów na swoim kanale Akademia Bogactwa na youtube trafnie zobrazował mentalność współczesnego niewolnika. jako osobę, która jest silna i “bitna”(skora do przemocy) w swoim domu, zaś uległa w stosunku do mocniejszego np. pracodawcy, polityków, różnego rodzaju urzędników i pracowników służb sanitarnych. Taki niewolnik zamiera albo ucieka z “podkulonym ogonem”, gdy trzeba współdziałać dla dobra społeczeństwa albo zajmować się sprawami większej wagi np. protestować przeciw niesprawiedliwości (np. reżim polityczny, obostrzenia pandemiczne, reżim sanitarny). Dawniej niewolnicy mieszkający w Leopoldynach nie mieli żadnych możliwości, by poprawić swój los, dzisiaj mamy świadomość i możliwości techniczne, żeby współdziałać, rozwijać współpracę, w dodatku mogę o tym pisać. Wystarczy odrzucić mentalność niewolnika i nauczyć się integrować i dobrze współpracować, ale tak naprawdę dobrze, dla autentycznych obustronnych korzyści. Niby proste, hmmm ….
Na razie nie udało mi się ponownie odszukać tego filmu Kuby Midla o mentalności współczesnego niewolnika, ale znalazłam inny, bardzo użyteczny, krótki i treściwy.
Czy masz MORALNOŚĆ NIEWOLNIKA? – Resentyment – Teoria w 3 minuty. Bardzo ciekawy film w temacie mentalności niewolnika na kanale Człowiek Absurdalny.
Okazałe, wiejskie domy w Chianti
Taki przestronny, wiejski dom, w odróżnieniu od mniejszych budynków nazywany jest w Toskanii casolare. Dom położony jest w Chianti i wygląda jak z obrazka albo jak z toskańskiej bajki, w której pewnie każdy interesujący się Toskanią chciałby się znaleźć. Nie udało mi się go sfotografować z przodu, bo prowadzi do niego prywatna droga z zakazem wjazdu. Pozostaje mi wyobrażać sobie jak może wyglądać podwórko i wnętrze takiego domu. Posiadłość wygląda imponująco, z czego wnioskuję że dom ukrywa interesujące wnętrze. Ciekawe jak jest w rzeczywistości.
Życzę sobie i Tobie, jeśli i Ty masz takie pragnienie, zamieszkania, choćby czasowego, w domu jak z toskańskiej bajki, gdzieś tam na wzgórzach, na winnicach może (?) i rozgoszczenie się tam tak długo, ile dusza zapragnie! Akurat nie mam na myśli dusz poprzednich mieszkańców, tj. dusz dawnych niewolników, które lubią czasem postraszyć turystów 😀
A tak na koniec dodam że najważniejsze jest zmienić stare myślenie, że już na zawsze straciłam godność, zdrowie, pieniądze, szacunek, a zyskałam tylko długi. Na zawsze? Nie! Stąd wzięła się
“Toskania od niewolnika do wojownika”
Takiej Toskanii nie ma co się wstydzić! To nie będzie opis bezmyślności i traum, które tam się reaktywowały, tylko podróż samoświadomości w trakcie pracy w toskańskiej głuszy, w trakcie podziwiania kamiennych domów, murów, kościołów. Nikt teraz nie będzie mi wytykał, że w opisie Toskanii nie ma tego czy tamtego, bo w końcu nie piszę przewodnika turystycznego. Dzięki tej zrzutce zyskałam inną perspektywę mojej toskańskiej historii.
Nareszcie.
Grazie mille 🙂
Masz humorystyczny styl jaki lubię
Dziękuję, Misiak. Pilnowałam się, żeby nie wyszło cynicznie, muszę pilnować języka, żeby nie rzucać mięsem bo jestem coraz bardziej wkurzona 🙁
Dobra robota, tak trzymaj 🙂 Znajduję u Ciebie wiele informacji, a rysunki są fajne!
Dzięki, rysunki wyglądają jakby malowane przez dziecko z pierwszej klasy podstawówki, ale faktycznie fajne, takie poczciwe 🙂