Panforte i zamek Lupinari. Słodkie La Dolce Vita.
To jest opowieść z cyklu “Wyjeżdża “BIDOK” po raz pierwszy za granicę, w dodatku do pracy i DZIWUJE SIĘ wszystkiemu”.
Czasem pozwalam sobie na ujawnianie autentycznych doświadczeń z Toskanią w tle, pracy ponad siły, nieustannego, 24-godzinnego towarzystwa bardzo schorowanych, włoskich seniorów itd. Na szczęście niektóre zdarzenia obróciły się na moją korzyść, więc będzie bez traumy.
Całe życie mieszkałam w Tychach w blokowisku, w bardzo skromnych warunkach, a gdy pojechałam pierwszy raz za granicę, do Toskanii, nie jako turysta, ale do pracy jako “pomoc do wszystkiego”, zamieszkałam na zamku Lupinari.Widok na zamek sprzed recepcji. Źródło: Facebook, Tenuta Lupinari
Na parterze były salony, zamkowa kuchnia oraz jadalnia (z baaardzo długim stołem, jak z filmów o arystokratycznych rodach), na pierwszym piętrze znajdowały się sypialnie właścicieli zamku oraz dla gości (każda sypialnia z łazienką). Drugie piętro ziało pustkami komnat o najróżniejszym przeznaczeniu lub pokoi wypełnionych osobistymi rzeczami właścicieli zamku tj. garderoby z setkami, a może i tysiącami butów i ubrań, kapeluszy, parasoli itp. Tam też znajdowały się pokoje dla “pomocników”, czyli między innymi dla mnie. A wyżej wchodziło się na górny taras i zamkowe wieże.
Taras górny przy wieży. Źródło: Facebook, Tenuta Lupinari
Mój pokój miał wysokość ponad czterech metrów, metraż większy niż niż całe moje tyskie mieszkanie, kolor ścian – przecierany i “przydymiony” róż wenecki, okna kształtem przypominały te z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy, sufit i góra ścian malowane w roślinne motywy…. Mamma Mia! Wtedy zorientowałam się, że piękne, przestronne, wysokie wnętrza z ozdobnymi oknami są do mieszkania, a nie do podziwiania w kościele lub w muzeum.
Piękne otoczenie bardzo pomaga czuć się dobrze, wyjątkowo, fantastycznie! A moja dusza uniosła się do góry i nie chciała wrócić na dół. Inna sprawa, że dla mnie, osoby o słabej kondycji, ciężka fizyczna praca pomocnika do wszystkiego (sprzątanie i praca na akord w restauracji), trwająca szesnaście godzin na dobę 6 dni w tygodniu, spowodowała, że dalsze wznoszenie się DUSZY okazało się, delikatnie ujmując, problematyczne, gdyż ciało było zbyt zmęczone. No i nie było absolutnie czasu dla DUCHA … Spać, pracować, spać pracować, spać, pracować! Pracować, pracować, pracować!
Ale pojawił się również miły akcent, który spowodowały, że po raz pierwszy w życiu poczułam się jak prawdziwy turysta. Po tygodniu pobytu w pracy na zamku, w niedzielę właścicielka zamku, signora Maria Letizia, zapytała się mnie, co chcę robić w mój wolny dzień. Odpowiedziałam, że zamek to najpiękniejsze miejsce w jakim byłam, dlatego wolny dzień chcę spędzić w ogrodzie i w okolicy, na co pokiwała głową i oznajmiła, że chciałaby mnie oraz jednego z nowych pomocników wziąć na krótką wycieczkę do Sieny.
No i zaczęła się toskańska MA-DŻI-JA. Oglądając się ciekawie na wszystkie strony, przypatrując się szczegółom architektonicznym budynków, wąskimi uliczkami szliśmy w górę Sieny, aż doszliśmy do “muszli” Piazza Del Campo. W eleganckiej kawiarni przy Piazza Del Campo, Signora zamówiła dla nas aromatyczną, włoską kawę i po kawałku Panforte, tradycyjnego placka z suszonych owoców i bakalii, z którego Siena słynie na cały świat.
Mniaaaam! Ten niebiański smak suszonych owoców i bakalii w jednym cudownym, trójkątnym kawałku boskiego smaku i aromatu! Nowością dla mnie było również i to, że na spodzie tego niskiego placka był opłatek, tj. warstwa o smaku opłatka. I to było moje pierwsze spotkanie z włoskim La DOLCE VITA. Grazie, Signora Maria Letizia 🙂
Gdy będziesz w Sienie, kup sobie koniecznie Panforte np. produkcji słynącego z poszanowania kulinarnych tradycji Nannini. Panforte jest tradycyjnym przysmakiem związanym ze świętami Bożego Narodzenia, ale w Sienie kupimy go zawsze. W innych toskańskich miastach kupimy go również w okresie wakacyjnym (ukłon w kierunku turystów).
Jeżeli chodzi o supermarkety, musisz przygotować się na to, że tanie Panforte tam kupione będzie mniej lub bardziej “zindustrializowanym” produktem, ze składnikami gorszej jakości. Na porządku dziennym jest zastępowanie droższych suszonych owoców i bakalii tańszymi odpowiednikami lub co gorsza, tanim suszonym melonem, który ma dziwny smak.
Niekiedy robi mi się słabo podczas czytania składu procentowego składników taniego “badziewia” czyli podrabianego “tego nie wiadomo czego” zwanego dumnie Panforte. Nie oszukujmy się – jeżeli zamienimy brakujące nam suszone figi na rodzynki, albo co gorsza, na suszonego melona, to owszem, Panforte będzie tańsze, ale będzie miało całkiem inny, niestety nie tradycyjny i nie najlepszy smak.
Bardzo lubię Panforte i od dwóch lat piekę go sama. Na początku korzystałam z przepisu Nigelli Nigellissimy, ale potem zmodyfikowałam go tak, aby był jak najbardziej zdrowy tj. usunęłam z jej przepisu cukier, mąkę i masło, a kandyzowane skórki u mnie są oczywiście w wersji bez czekolady. Zamiast mąki dodaję zmiksowane orzechy włoskie, zamiast masła pół szklanki wody, aby gotowane z miodem składniki dobrze się połączyły, a nie przypalały, dokładam tez więcej fig i często zamiast orzechów laskowych dodaje włoskie.
Przepis Nigelli Mistrzyni Dorota Świątkowska z Moje Wypieki uznała za najlepszy z wszystkich, więc polecam i linkuję przepis na panforte z Moje Wypieki. Łyżka zmielonego anyżku oraz parę zmielonych ziaren kardamonu też wzbogacają bardzo smak, więc go dodaję z przyjemnością. Zdarza mi się dodać pół tabliczki gorzkiej czekolady, w zależności od tego jakie mam składniki.
Świeże Panforte jest twardawe, najlepsze jest po kilku dniach, tygodniu, ale i tak znika w mgnieniu oka. Bardzo lubię robić i jeść Panforte, ale najbardziej mi smakuje, gdy mogę go wykonać z włoskich składników najwyższej jakości – mam na myśli przede wszystkim suszone figi oraz świeżo kandyzowane skórki cytrynu (cedro) i pomarańczowe, które we Włoszech są sprzedawane w dużych kawałkach i można je ciąć według upodobań.
Gdy przebywam w Polsce, mam dostęp do żywności tylko z pobliskiego supermarketu i zawsze mam wtedy mam dylemat “robić go czy nie robić” z tych dziwnych, suszonych tureckich fig – wyczuwam, że są jakby … robaczywe i w tym stanie zasuszone, niestety…. Skórki kandyzowanych cytrusów też przedstawiają wiele do życzenia kolorem przypominają kandyzowaną skórkę cedru lub pomarańczy, ale smak i aromat jest inny.
W zasadzie, z perspektywy lat mogę powiedzieć, że jestem szczęściarą – nie każdy emigrant ma zaszczyt mieszkać w zamku, albo zjeść Panforte w Sienie w eleganckiej kawiarni na początek pracy w pięknym, włoskim kraju. Po prostu bosko-włoskie La Dolce Vita!
Wiollu, nie jem słodyczy i w zasadzie ich nie lubie, ale tak opisałaś to “panforte”, że gotowa byłabym spróbować… Przy następnej bytności w tej uroczej krainie – kupię kawałek…
A co z zamkiem Lupinari?
Znaczy że potrafię kogoś skusić moim słowotokiem 🙂 Suuuuuper! A co z zamkiem? Fizycznie nie dałam rady… Ale pozostajemy w kontakcie, bo chyba się lubimy 🙂 Chciałabym móc tam wrócić, pooglądać stare kąty 🙂
Oj tak, zamek robi wrażenie. Ciekawe jakbym się w nim odnalazła? Też mieszkam w małym mieszkaniu. 🙂 Wiollu jesteś szczęściarą. Ale nie tylko dlatego, że mieszkałas na zamku. Potrafisz doceniać to co przynosi Ci życie. I to jest najważniejsze. 🙂
Właśnie, najważniejsze to doceniać to co przynosi nam życie. Mieszkać na zamku – to brzmi dumnie! 🙂
Lubię panforte, ale nie wszystkie mi smakują…
Ciekawe wspomnienia i doświadczenia.
Tak, niektóre panforte są zbyt “industrialne” – powyżej (w tekście) piszę o bardzo niedobrym procederze zastępowaniu droższych tradycyjnych składników tanimi, np. zamiast fig rodzynki albo suszony MELON. Najlepiej poszukać Panforte z dobrej firmy albo zrobić samemu 🙂
ależ cudne fotografie! świetny blog! pozdrawiam serdecznie 😉
Dziękuję w imieniu autorów fotek Panforte i zamku 🙂 Moje zdjęcia Panforte i zamku może wkrótce się pojawią 🙂
Gosiu,
Ależ nabrałam ochoty na te pyszności i w ogóle na słońce w Toskanii…Pozdrawiam Cię serdecznie z Pomorza.
Ciao 🙂 Mogę zostać nawet Gosią – imię Małgorzata vel Margerita bardzo mi się podoba. Przybywaj na niesamowicie aromatyczne Panforte, mniaaaam! Salutuję z Toskanii 🙂
Ależ to cudowne miejsce! 🙂
Tak, baśniowo tu 🙂