Villa Antica, Capannole, Toskania
Villa Antica czyli złoty domek.
Jak pewnie wiesz, od paru lat “pomieszkiwuję” w toskańskiej głuszy. I codziennie rano, chcąc nie chcąc, patrzę z łazienkowego okna na kamienny dom, widniejący wśród drzew w oddali.
Nazwałam go sobie “złoty domek”, bo jaśnieje w porannym słońcu, stanowiąc ciekawy akcent kolorystyczny dla otaczającej go bujnej zieleni. Najbardziej złoci się dach wieżyczki usytuowanej w samym centrum budynku.
Później kolory głuszy zmieniają się wraz z kątem padania promieni słonecznych i “złoty domek” staje się po prostu toskańskim domem wśród zieleni.[envira-gallery id=”29333″]
Takie domy nazywają się tutaj Leopoldina lub Casa Colonica. Są nieodłącznym elementem toskańskiego krajobrazu, chociaż często można je spotkać i w sąsiednich regionach, np. w Emiglia Romagna.
Mój ulubiony toskański pejzaż to właśnie dom typu leopoldina, do której wiedzie cyprysowa aleja, w otoczeniu ogrodu, winnic i gajów oliwnych. Z wielką przyjemnością się im przyglądam i nawet zafascynowałam się nimi na tyle, że coś tam już o nich, mam nadzieję, że ciekawego, napisałam, o tutaj.
W dawnych leopoldinach wieżyczki były całkowicie zabudowane, bez okien, za to z charakterystycznymi małymi otworkami, dla gołębi, żeby zakładały tam swoje gniazda. A sprytny człowiek w odpowiednim czasie wchodził sobie od środka i podbierał gołębiom jajka. W celach konsumpcyjnych, rzecz jasna. Taką dawną Leopoldinę, z otworkami dla gołębi wypatrzyłam w urokliwym Armaiolo, niedaleko Rapolano Terme.
Ta Leopoldina, którą widzę z okna, jest odnowiona, zamiast małych otworków dla gołębi, ma duże okna. Często myślałam że było by fajnie zobaczyć ją z bliska. Wieść gminna szeptała, że jest to dom jakiejś zacnej malarskiej rodziny z Florencji i ze mieszka tam teraz seniorka rodu, która swojego czasu była uznaną malarką oraz jej syn, również malarz.
Leopoldina widziana z łazienkowego okna głuszy wydaje się być leśniczówką otoczoną dzikim lasem. Ja osobiście bardzo lubię, gdy wieje wiatr, bo wtedy drzewa znajdujące się za willą przybierają ciekawy, ciemno szmaragdowy kolor. Dla baśniowych celów można by ująć “złoty domek i szmaragdowy las”. Zapytuję samą siebie, gdzie ja przebywam? W krainie skarbów? Nie ma to jak się trochę dowartościować 🙂
Postanawiam obejrzeć domek już nie z okna łazienki, a z bliska. Pewnego niedzielnego poranka, jakieś dwa lata temu, przechodzę sobie z głuszy polną drogą, którą widać na zdjęciu i zatrzymuję się przy restauracji Antico Portale.[envira-gallery id=”29345″]
Z boku budynku restauracji widzę bramę, prowadzącą do pięknego ogrodu i zza ogrodowych drzewek wynurza się piękna sylwetka leopoldiny Villa Antica.[envira-gallery id=”29339″]
Wtedy, w czasie mojej pierwszej wycieczki w celu zobaczenia domku z bliska, kontemplowałam otoczenie restauracji, gdy podjechał tam jakiś niezwykle odlotowy kabriolet z bardzo elegancką parą. On – energiczny Włoch z burzą ciemnych loków, na oko około 45-50 lat, ona – piękna dziewczyna, wydaje mi się, że nie jest Włoszka, ale Rosjanką, Szwedką, Ukrainką, coś w stylu bardziej północnym niż południowym, i tak na oko prawie pełnoletnia. Zatrzymują się przy mnie, zauważają, że jestem cudzoziemką i Włoch pyta się mnie, jak mi się podoba w Toskanii. Nie wiem za bardzo jak się zachować i gdzie patrzeć, bo ten Włoch wydaje się być bardzo zarozumiały, zachowuje się bardzo nonszalancko i niezbyt grzecznie, i to nie w stosunku do mnie, ale w stosunku do swojej partnerki. Dla mnie jest słodki jak miód.
Pytam, do kogo należy ta Leopoldina. “Do mnie” – odpowiada. “To wszystko moje. Kemping, restauracja i dom”- zatoczył ręką dookoła. Zapytałam czy mogę zobaczyć, jak wygląda Leopoldina w środku. “Kochanie, kiedy tylko chcesz, ale nie teraz, bo teraz jesteśmy zajęci”. “Zapraszam Cię na kolację” – powiedział, wprawiając w widoczne zakłopotanie swoją partnerkę, która odzywała się niewiele i stała wpatrzona w niego jak “cielę na malowane wrota”. Ja na to, że może innym razem.
No i … jakoś przeszła mi paląca ciekawość do oglądania tej leopoldiny w środku. Pomyślałam sobie “Ci florenccy malarze to bardzo ekscentryczni ludzie. Lepiej będzie, jeżeli znajdę sobie jakąś inną leopoldinę do zwiedzania”.
Taaaak… Teraz, w lipcu 2016, po ponad dwóch latach przychodzę do recepcji kempingu “La Chiocciola”, aby wynegocjować rabat na pobyt na basenie. Rozmawiam z panią w recepcji, która oferuje mi zniżkę, ale według mnie za małą. Pytam się, czy mogę porozmawiać z właścicielem. Odpowiada, że owszem i wskazuje mi sympatycznego pana obok.
I tu następuje całkowita konsternacja – bo to na pewno nie jest ten pyszałkowaty typ, którego poznałam przed restauracją Antico Portale dwa lata temu.
Mamma Mia, jak ja mogłam tak dać się nabrać? Bez głębszej refleksji przyjęłam fakt, że tak wyglądają i zachowują się Włosi artyści.
Ale byłam na siebie zła za te moje stereotypowe myślenie! Że też nie przyszło mi wcześniej do głowy, że Saverio Taddei, znany florencki malarz, właściciel kempingu i paru restauracji, może wyglądać i zachowywać się jak normalny, uprzejmy człowiek. Dobrze, że rzeczywistość okazała się inna od stereotypów. Bo nie dość, że uzyskałam u niego zniżkę, to jeszcze jakimś cudem nasza rozmowa zeszła na temat interesującej mnie leopoldiny. I okazuje się, że bardzo chętnie mi ją pokaże, że mogę zrobić zdjęcia, opublikować na blogu, rozesłać wieści, że w okolicy mojej głuszy taka piękna leopoldina, znana jako Villa Antica.
Skwapliwie korzystam z okazji i udaję się w towarzystwie samego gospodarza na zwiedzanie domu. Już od samego początku willa robi na mnie ogromne wrażenie. W dawnych czasach w domach typu leopoldina mieszkali wiejscy poddani możnowładców; parter budynku przeznaczony był zazwyczaj dla zwierząt, góra dla ludzi, a wieżyczka dla gołębi.
Jak za dawnych czasów, wysoko wycięte, małe okienko przepuszcza nieco światła do przestronnego wnętrza. Ściany jak w oborze, jakby “wybiałkowane wapnem” – tak się kiedyś mówiło, nie wiem nawet, czy obecnie jest w użyciu to słowo. A więc, wybiałkowane ściany, charakterystyczny rustykalny, toskański, ceglany sufit z drewnianymi belkami oraz surowa, kamienna podłoga świadczy o poszanowaniu historii tego miejsca przez gospodarza, który celowo podkreślił rustykalny klimat tego pomieszczenia, również i przez umieszczenie tu dawnych narzędzi pracy na roli. Ale dodał coś od siebie, artysty – rzeźby, obrazy, fortepian. Bardzo ciekawie mu to wyszło – miks chłopskiej historii oraz muzyki, rzeźby, malarstwa. Pięknie tu.
Pan domu opowiada ciekawostki o rzeczach, które szczególnie zwracają moją uwagę. Zatrzymuję się przy kominku, przed popiersiem z terakoty. “Ta rzeźba przedstawia mnie. Wykonała ją moja ówczesna dziewczyna. A obok ona sama”.[envira-gallery id=”29356″]
Wchodzimy na górę i oczywiście nie mogę wyjść z zachwytu, którego nie umiem nawet wyrazić słowami, więc nie wymądrzam się zbytnio, bo moja wiedza z historii sztuki jest, delikatnie mówiąc niewielka, więc tylko robię cały czas zdjęcia.
Na szczęście gospodarz ma anielską cierpliwość do mnie i do nieustannego pstrykania przeze mnie zdjęć wszystkiemu, co mi się podoba, a podoba mi się wszystko.[envira-gallery id=”29382″]
A najbardziej podoba mi się stare palenisko, dawne drzwi, półokrągłe okna, wyrafinowane wykończenia mebli i … wszystko inne.

Capannole, Villa Antica, dawne palenisko
Wpatruję się w piękny obraz, który jak mówi gospodarz, namalowała jego mama, a on objaśnia mi jego historię – jego mama w czasie II Wojny Światowej wcale nie chciała malować rzeczy związanych z wojną i faszyzmem, ale pojechała nad morze i zobaczyła tam wcale nie nadmorski widok – na plaży znajdowały się czołgi, armaty i działa wojenne. I tak opowiada o wielu przedmiotach znajdujących się w tym domu.

Villa Antica. Obraz namalowany przez matkę gospodarza, signorę Poggioli.
Fascynująca wydaje mi się taka Leopoldina, pełna niezwykłych przedmiotów, gdzie każda rzecz ma swoją historię. “Ten obraz namalowałem w Certaldo” albo “To jest kolekcja żołnierzy Napoleona, w której brakuje paru obrazów, bo udekorowały one pub-restaurację Tre Lire we Florencji. O, widzisz, tu jest taka luka”. Chodzimy po pięknym domu willi, słucham jego historii, fotografuję… chwilo trwaj…
Sama wieżyczka, którą tak bardzo chciałam zobaczyć, trochę mnie rozczarowała, bo nie pozostały żadne ślady przeszłości. I dzień był ponury, także i widoki z wieży były takie sobie. Ale nie martwi mnie to, bo zawsze jest to punkt wyjścia na poszukiwania leopoldiny z dawną, nieodnowioną wieżą.[envira-gallery id=”29420″]
Gospodarz wspomina, że dużo malował, że sprzedał ponad 6 tysięcy swoich obrazów, ale przestał malować, bo miał zbyt wiele pracy związanej z prowadzeniem kempingu i zarządzaniem rodzinnymi sprawami. Ale przyznał się, że bardzo tęskni za malowaniem i że chciałby jak najszybciej do tego wrócić. Jego obrazy w większości mi się podobały. Ciekawe jakie będą jego obrazy namalowane po tak długiej przerwie? Pożyjemy, zobaczymy.
Przy okazji odkryłam, że mamy przynajmniej jeden punkt wspólny – tęsknota. On tęskni za malowaniem, ale póki co, nie maluje, bo zarządzanie rodzinnymi włościami pochłania cały jego czas, ja uwielbiam pisać i tęsknię za pisaniem, a najczęściej nie piszę, bo pracuję, by utrzymać się w Toskanii. Nie ma co tu filozofować na temat “bogaty czy biedny, problemy są podobne”.
To miejsce już na zawsze zostanie w mojej pamięci jako niezwykły rustykalny dom, pełen kolekcji niezwykłych przedmiotów, ciekawie zaaranżowany przez gospodarza. Pomyślałam sobie, że warto by tu zamieszkać w czasie zwiedzania Toskanii w doborowym gronie przyjaciół, bo usytuowanie domu w strategicznym punkcie, między Florencją, Sieną a Arezzo czyni z niego dobrą “bazę wypadową”.
Villa Antica – willa idealna na wypoczynek dla 12 osób albo na kameralne warsztaty połączone z pobytem Toskanii, np. typu tajemnice toskańskiej kuchni, joga, kursy pisania, rysunku, malarstwa, architektury. Artystyczne wnętrze, które nasyca nas “artystycznym duchem” plus wakacyjne otoczenie Leopoldiny, czyli baseny, kemping, restauracja, sklepik, to świetna kombinacja, bo sprzyja zarówno wypoczynkowi, jak i rozwojowym warsztatom. Na filmiku poniżej jest to wszystko pięknie przedstawione.
Napisałam “nas” bo właśnie wpisuję sobie do osobistej Księgi Marzeń, że chcę tu mieszkać chociaż przez tydzień. Zamieszkać, a jeszcze lepiej zamieszkać i uczestniczyć w rozwojowych warsztatach, prowadzonych przez jakąś “rozwojownię” vel rozwijalnię typu Dobry Ogień albo Kobieca Siła.
Tak, tak, przydałoby się rozwijać, a nie zwijać 🙂 I na koniec lata albo na jesień rozpalać Dobry Ogień w starym palenisku …
Może akurat w pięknym toskańskim otoczeniu tej leopoldiny. Czego sobie i Tobie życzę.
Pięknie opisujesz, jak zwykle. Marzenia się spełniają Wiollu, więc nigdy nic nie wiadomo…
A gdyby była potrzebna zaufana osoba do pilnowania, sprzątania itp itd – no to adres znasz….
Ojoj, dopiero wstawiam zdjęcia do willi, złapałaś mnie na gorącym uczynku pisania tego, co wcześniej opublikowałam jako “robocze”. A że się opublikowało, trudno, jeszcze godzina i wyjdzie może ładny reportaż o willi.
Marzenia się spełniają… Trzeba o tym pamiętać, dzieki za przypomnienie 🙂
Dzięki że mnie czytasz. Ciaoooo, do zobaczenia gdzieś we Włoszech
Wiollu, wierzę, że spełnisz swoje marzenia. <3
Tak, marzenia się spełniają 🙂 Wierzę, wierzę, wierzę