O MNIE
Nazywam się Wioletta Lewandowska i jestem autorką tej strony. We Włoszech nazywają mnie “Violina” albo z polska, ale jednak po włosku “Wiolla” przez dwa “L”.
Często słyszę pytania, dlaczego akurat Toskania i od czego zaczęła się moja toskańska przygoda? Parę lat temu, przez całkowity przypadek, zaczęłam zajmować się schorowanymi ludźmi w toskańskiej głuszy, na tzw. wiejskim odludziu niedaleko miasteczka Bucine.
W Polsce nobliwa pani urzędniczka, a w Toskanii, zapomniawszy o dyplomie magistra ekonomii, pracowałam przede wszystkim jako opiekunka osób starszych. Pomagałam im w codziennym życiu oraz w szpitalu, więc do mojego kręgu włoskich znajomości, tj. najczęściej spotykanej we Włoszech grupy zawodowej należą przede wszystkim pielęgniarki, pielęgniarze oraz lekarki i lekarze.
Od razu się pochwalę, że lekarze z GŁUSZY nauczyli mnie, osobę, która do niedawna bała się krwi i uciekała na widok lekarskiego fartucha, robić zastrzyki oraz podłączać kroplówki schorowanym pacjentom w głuszy. Zapewne po to, by nie musieli wciąż przyjeżdżać na moje ODLUDZIE, bo jak wiadomo, odludzia i bezludzia nigdy nie są po drodze 🙂 Wniosek z tego prosty – GŁUSZA zmusza człowieka do nauczenia się wielu rzeczy.
Najczęściej bywało tak, że oprócz opiekowania się starszymi ludźmi, w tzw. międzyczasie, byłam “człowiekiem do wszystkiego” tj. zbierałam oliwki i winogrona, woziłam z lasu taczkami ziela dla królików (!!!), jak również i drewno na opał, opiekowałam się dwoma pobliskimi ogrodami.
No, a teraz wymienię ostatnie – mówi się “ostatnie, ale nie najgorsze”, ale w tym przypadku jest dokładnie na odwrót, bo to było akurat najgorsze: pracowałam jako pomocnik w pięknym, toskańskim zamku, który jednocześnie był gospodarstwem agroturystycznym z wspaniałą restauracją.
Pracę “na zamku” mogę skwitować jednym komentarzem oddającym dobitnie wszystkie moje wrażenia: Mamma Mia! Nigdy więcej pracy w tak zwanej GASTRONOMII!!! Gotować lubię, ale doświadczyłam, że praca w restauracyjnej kuchni codziennie od 8.00 rano często nawet do 2.00 w nocy (nawet jeżeli tylko przez cztery, pięć miesięcy pełni sezonu turystycznego) może obrzydzić kuchnię, smakowite jedzenie i piękne toskańskie życie.
Znalazłam jednak wielki plus tej sytuacji – nauczyłam się przyrządzać wspaniałe włoskie potrawy pod okiem bardzo wytwornej “Pani na toskańskim zamku”. Mogę potraktować ten okres jako bardzo intensywny, długi i baaardzo przydatny kurs wykwintnego włoskiego gotowania.
Nigdy dotąd nie byłam turystą w Toskanii, ani w ogóle za granicą naszego najpiękniejszego z krajów, a opowieści i zdjęcia na blogu pochodzą z krótkich, niedzielnych wycieczek po okolicznych GŁUSZACH. A właśnie – ostatnio udało mi się nareszcie spróbować turystycznego życia w czasie pierwszej prawdziwej Podróży. Byłam z siebie niezmiernie dumna, dopóki nie zaczęły do mnie spływać do mnie komentarze typu: “Jesteś bogatą babą rozbijającą się po Toskanii” (!!!).
Mamma Mia! Nie miałabym naprawdę nic przeciwko temu, naprawdę! Być BOGATĄ BABĄ rozbijającą się po Toskanii to moje marzenie! Ale póki co, nie ma tak dobrze… Moja toskańska rzeczywistość jest postrzegana przez czytelników tej strony jak bajka. To pewnie wszystko przez to, że nie wspominam o finansach ani o żadnych problemach, nie opisuję negatywnych zdarzeń ani trudów toskańskiego życia, tylko zamieszczam fotografie pięknych krajobrazów i obserwuję z oddali DOLCE VITA, słodkie włoskie życie bogatych mieszkańców pięknych, średniowiecznych miast.
Kiedyś napisałam o moich trudnych doświadczeniach w Toskanii, ale przeczytała to rodowita Włoszka, która od lat mieszka w Polsce i bardzo dobrze rozumie nasz język. Przeczytała i zasypała mnie pretensjami typu “Jak możesz tak źle pisać o moich rodakach! Nie powinnaś wystawiać Włochom takiej opinii”(!!!) No i przestałam pisać o nieprzyjemnych sprawach w Toskanii…
Nie chciałam fałszować obrazu tego regionu, ani ludzi których spotkałam w czasie pracy ze schorowanymi włoskimi seniorami, tylko pomyślałam sobie, że jeżeli będę skupiać się na pozytywach i pięknie krajobrazu, to i moje życie stanie się lepsze i piękniejsze. A tu masz… przypięto mi właśnie etykietę “bogatej baby rozbijającej się po Toskanii” i moje życie stało się w niektórych aspektach trudniejsze.
Teraz dopiero muszę być dodatkowo bardzo czujna, żeby nie dać się naciągać i wmanewrować w dodatkowe i niepotrzebne koszty np. u pana mechanika, który sobie uroił, że człowiek, który raz w życiu zorganizował sobie prawdziwą Jesienną Podróż po Toskanii, jest Rockefellerem. Co nie przeszkadza mi oczywiście snuć marzeń o tym, jak fajnie było by doświadczać życia bogatego człowieka.
Ponieważ często pomieszkuję w toskańskiej głuszy i w czasie moich niedzielnych wycieczek po drogach i bezdrożach Toskanii, odkryłam mnóstwo zapomnianych przez ludzi i Boga miejsc, samowolnie mianowałam się “Specjalistą ds. ODLUDZI i BEZLUDZI”, które opisuję je w miarę możliwości na blogu tej strony, marząc, aby je ocalić od zapomnienia.
Oto cała ja – niby nikt, a jednak KTOŚ.
Wiollu pięknie piszesz i oddajesz atmosferę i charakter tego sympatycznego regionu. Pracę miałaś ciężka,, ale swoim optymizmem i pasjom zrobiłaś z tego wspaniałą rzecz – chce się czytać.
Jesteś Bogatą Babą, bo bogactwo to także wnętrze człowieka, a nie tylko konto w banku…
Dziękuję Ci. Jestem bogata!
Dokładnie, jesteś bogata! Masz serce, wspaniała duszę, jesteś piękna 🙂
Wklejam sobie te “głaski” do Księgi Pochwał 🙂 i ściskam Cię MOCno
Świetny wstęp iskrzący poczuciem humoru, zdecydowanie czytam dalej ?
Cieszę się, bardzo się cieszę i pozdrawiam po toskańsku. Ciaoooo 🙂
Moja historia jest bardzo podobna, tyle, że je wylądowałam w Niemczech. Wcześniej byłam nauczycielką, później także pracowałam w kuchni i przysięgłam sobie, że już tam nie wrócę, choć gotowanie stało się moją pasją. O kuchni niemieckiej da się niestety powiedzieć tylko tyle, że jest. Ta alpejska, południowa jest nieco ciekawsza. Również pracuję jako opiekunka osób starszych i jeżeli tylko mam szansę, zwiedzam i oglądam, co się da, szczególnie średniowieczne zamki i miasteczka południa Niemiec. Twój blog znalazłam dopiero dziś. Nigdy nie wpadłam na to, żeby samej opisywać swoje przeżycia, czasem zresztą były one zbyt drastyczne, żeby o nich pisać. Marzyłam, żeby jak najszybciej wyrzucić je z pamięci, co niestety nie jest takie łatwe.
Ale się cieszę, że podzieliłaś się swoją historią, tym bardziej, że mamy podobne przeżycia z uwagi na pracę i dlatego wiem, że rozumiesz o czym piszę. Najczęściej ludzie, którzy czytają z doskoku mojego bloga o głuszy, myślą sobie, że skoro przebywam w Toskanii i piszę bloga, to znaczy że mam mnóstwo wolnego czasu, jeżdżę sobie tu i tam, z rozmachem i ułańską fantazją 🙂 Ale gdy ktoś określił mnie jako “bogatą babę rozbijającą się po Toskanii”, postanowiłam napisać trochę o sobie, bo to jak ludzie mnie postrzegają jest bardzo dalekie od rzeczywistości. Stąd ten dział O MNIE, aby trochę urealnić mój wizerunek.
A drastyczne przeżycia w pracy – Toskania była dla mnie twardą szkołą życia. I też marzyłam, aby nastąpił “CUD NIEPAMIĘCI”. Wiem, oj tak, aż za dobrze że wyrzucanie drastycznych wydarzeń z pamięci jest trudne, być może nigdy się nie uda, chyba że nabędzie się Alzheimera, ale przynajmniej CZAS NAS UCZY POGODY, prawda?
Ściskam
Bardzo fajny blog. Dobrze, że teraz urlop, będzie można powspominać Toskanię i poznać ją z nieco innej strony! A życie to odcienie szarości więc pisz, pisz i niczym się nie przejmuj!
Pozdrawiam!
Cieszę się, że Ci się podobają głusze i odludzia 🙂 I dzięki za duchowe wsparcie – akurat teraz jest mi potrzebne jak nigdy! Pozdrawiam ciepło
Toskania jest piękna, ale ja ją widziałam jako turystka. Domyślam się, że mieszkając tam podziwiasz te piękne krajobrazy, ale życie jak to życie, składa się z gór i dołów. Podziwiam odwagę ludzi, którzy zdecydowali się na emigrację. To jest bardzo trudne. Pozdrawiam i dużo radości życzę 🙂
Dziękuję 🙂 Właśnie, ta odwaga – bardzo chciałabym mieć jej więcej i więcej kasy :), by coś sensownego z tą Toskanią zadziałać. I całkiem jeszcze nie zdecydowałam się na emigracje – mieszkam to tu, to tam… Pozdrawiam Cię słonecznie 🙂
Cześć dzięki za wpis !
Ciao, polecam się 🙂