Moja ostatnia wycieczka do Montebenichi.
Jest początek roku, w dodatku Święto Trzech Króli, czyli 6 stycznia, który we Włoszech bardziej niż z kościelnym świętem powszechnie kojarzy się z dniem Befany – czarownicy latającej na miotle i przynoszącej dzieciom prezenty, coś na kształt naszego 6 grudnia, kiedy do polskich dzieci przychodzi Mikołaj. Dobrze, że włoskie dzieciaki mają taki fajny START- ledwie rok się zaczął, a już prezenty! Dobrze, że i ja miałam piękny początek Nowego Roku na małej górce w Szczyrku i mam nadzieję, że Ty też masz DOBRY początek 🙂
Tak więc mamy DOBRY początek (roku), a mi przypomina się właśnie koniec lata i… koniec mojego pobytu w Toskanii, a dokładnie wrześniowa niedziela Anno Domini 2013. Co prawda przebywałam w Toskanii również i w listopadzie, ale był to “epizod oliwkowy”, wysok nie mający za wiele wspólnego z tzw. “pobytem” .
Leniwe popołudnie, słoneczne i bardzo gorące. W sumie w taką pogodę lepiej byłoby pójść na basen niż jeździć gdziekolwiek, ale w niedzielę o tej właśnie porze na basenie jest największy tłok. Postanawiam więc spożytkować moje parę godzin wolności zgodnie z przeznaczeniem – na zachwycanie się Toskanią.
W Montebenichi nie sposób nie zachwycać się Toskanią – mała miejscowość położona na terytorium prowincji Arezzo, na skraju powiatu Bucine (odległość od miasta Bucine wynosi 18,11 km), na wysokości 508 m.n.p.m., na szczycie podłużnego wzniesienia, w topografii zwanego grzbietem, który biegnie przez dolinę Ambry i oddziela od siebie dwie krainy: Chianti oraz Valdambrę. I okazuje się, że nie na darmo mianowałam się samowolnie “specjalistą ds. bezludzi” – podaję za Wikipedią ilość mieszkańców – 25 osób!
Jest tu tak pięknie, że jak zwykle muszę zawołać na pomoc moje zdjęcia, bo nie potrafię wyrazić słowami mojego zachwytu. Oto zdjęcia zrobione jeszcze przed dotarciem do “serca” grodu – okolica, mury, parking.
[envira-gallery id=”21712″]
Pierwotnym “zalążkiem” tej miejscowości jest mały placyk ze studnią, wokół której powstały pierwsze domostwa. No tak, jasne, przecież pamiętam z historii, że dawno, dawno temu ludzie osiedlali się w pobliżu źródła wody.
W zasadzie można powiedzieć, że Montebenichi to parę domów, kościół i dwa pałace :). Opowiem Ci teraz o Montebenichi obrazowo, za pomocą moich zdjęć:
[envira-gallery id=”21728″]
Przy głównym placu znajduje się “Castelletto”, nie “Castello” czyli zamek, ale właśnie “Castelletto” czyli zameczek, pałacyk, który jest uważany za integralną część istniejącego tu pierwotnie systemu murów obronnych. Swój obecny wygląd zawdziecza pracom modernizacyjnym w latach 1901 – 1907. Później w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku nadano mu ostatni “szlif”, dzięki któremu pałacyk stał się przepięknym, luksusowym hotelem, osiągającym bardzo wysokie noty w różnych rankingach portali turystycznych na całym świecie, np. TRIPADVISOR.
[envira-gallery id=”21744″]
U bram wejścia do “miasta”, liczącego sobie, jak wspomniałam, 25 mieszkańców, znajduje się pałac rodziny Stendardi, na ścianie którego znajduje się tablica upamiętniająca jego właściciela, Gregorio Stendardi znanego jako Goro z Montebenichi. Profesja owego Goro brzmi bardzo ładnie po włosku – “Capitano di ventura”, co po polsku znaczy najemnik. Jako dowódca wojsk najemnych służył najpierw dla Giovanni delle Bande Nere – o!!! sama nazwa wskazuje, co to za banda :), potem (tu nawet jest data 1529 r) dla Francesco Ferruci, a później dla bardzo wpływowej florenckiej rodziny Medici.
Pałac Stendardi również został odnowiony, nawet w tym samym okresie co “Castelletto” tj. na początku XX wieku lecz obecnie jest opuszczony. Co prawda kilka lat temu zajęła się nim Fundacja DVCCI, która prowadziła tu prace modernizacyjne, ale zabrakło im pieniędzy i remont utknął w martwym punkcie.
Według moich rozmówców, sympatycznej małżeńskiej pary mieszkającej w “normalnym” domu w pobliżu antycznej studni, fundacja DVCCI nie ma nawet pieniędzy na usunięcie dźwigu i innych konstrukcji czy urządzeń budowlanych! A jak widać, nie upiększają one otoczenia.
Bardzo chciałabym aby fundacja DVCCI dokończyła swoje dzieło i ukazała światu średniowieczną wspaniałość tego pałacu. I jeszcze marzę, żeby sobie wszystko to znowu obejrzeć, pozachwycać się ponownie.
W takich miejscach odczuwa się ducha historii. Magia, bo to wszystko autentyczne, a nie rekonstrukcja. Najbardziej zaszokowała mnie ilość mieszkańców, 25 osób, muszą się czuć prawie jak rodzina. Niestety w takich małych społecznościach każdy wszystko o innych wie, to akurat największy minus.
Tak, masz rację, DUCH HISTORII vel DUCH ANTYKU jest tu wszechobecny. Kocham takie miejsca “daleko od szosy”, chociaż żyć na pewno jest tu trudno, jeżeli miałoby się stąd dojeżdżać do pracy… No, chyba że pracowałoby się w jedynym sklepiku czy restauracji albo jednym z dwóch tutejszych pałaców. Jeden już odpada, jako że nie ma pieniędzy. A to, że wszyscy wiedzą wszystko – w takich miejscach trzeba być bardzo sprytnym – mówić odwrotnie niż wygląda prawda, I tak np: koleżanka, która mieszka na podobnym bezludziu i pojawiła sama w kościele, od razu została otoczona starymi plotkarami, które z fałszywą troską dopytywały się, dlaczego przybyła sama. A ona im zaczęła opowiadać bajeczki, że się rozwodzi i że przyszła sama, bo szuka męża 🙂 W sumie wszystkie plotkary były DOSŁOWNIE OGŁUPIAŁE. I w ten właśnie sposób trzeba im tworzyć TEATR, w którym mogą występować 🙂
Przesyłam Ci słońce z PL 🙂
Tak to już z tymi plotkarami jest. Chociaż w mieście potrafi być podobnie. Jak tylko robi się ciepło, to osiedlowe wścibskie kobitki wylegają na ławkę przed blokiem i bacznie obserwują co się w okolicy dzieje. Inne swój punkt strategiczny mają np. w oknie i aby było bardziej komfortowo, to sobie poduszkę umieszczają i wtedy to już taka czynność jest wygodna, nawet jeśli trwa kilka godzin 😉
A ja przesyłam promyki słońca z Hiszpanii i odrobinę błękitnego nieba 🙂
Dzięki! Dotarło prawie całe błękitne niebo wraz ze słońcem! Codziennie możesz mi przesyłać, zobaczymy ile z tego dotrze do naszego najpiękniejszego z krajów 🙂 AAA! Ma się rozumieć, najpiękniejszego zaraz po Toskanii/ Hiszpanii 🙂
Powiedziałabym pięknego tak samo jak Hiszpania i Toskania 🙂 Przesyłam w takim razie i dziś słońce i błękit nieba 🙂 Miłego dnia 🙂
No tak, może i lepiej brzmi… 🙂 Wpatruję się właśnie w słońce i błękit nieba 🙂
Wszystkiego miłego 🙂
Muszę przyznać, że zdjęcia są powalające, pięknie wszystko zostało ukazane. Toskania – piękna kraina, pełna magii i fantastycznych widoków. Osobiście nigdy tam nie byłam, znam ją jedynie z takich opowieści jak Twoje, ale już widzę, że warto by było wyjechać i zmienić rzeczywistość, przynajmniej na tą chwilę.
Z tego co czytam to Tobie wyjazd bardzo się podobał, w sumie nic dziwnego, wspaniałe miejsce.
Pozdrawiam i życzę kolejnych wyjazdów
Dziękuję za “powalające zdjęcia” 🙂 To jest dopiero powalające określenie! Dla takich chwil warto żyć! Robię wiele zdjęć i zauważam, że osoby w moim towarzystwie niecierpliwią się, kiedy długo ustawiam aparat, kiedy długo kadruję, gdy wykonuje jedno ujęcie pięć razy… Staram się nie zwracać uwagi na ich zachowanie ale najlepiej robi mi się zdjęcia, gdy przebywam tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie 🙂
Bardzo bym chciała, aby i mnie i Tobie przydarzało się jak najwięcej wycieczek do takich wspaniałych miejsc jak Montebenichi czy też La Verna – to moje marzenie zapisane już dwukrotnie na mojej stronie… Byłoby super, gdyby mogło spełnić się w niedługim czasie… Tak sobie myślę, że jestem już całkiem blisko, blisko, coraz bliżej…
Pozdrawiam ciepło
Niczego sobie 🙂