Droga Maremmana i Pitigliano na jej trasie
Często piszę, jak bardzo podoba mi się to, że włoskie drogi mają swoje nazwy. Dzisiaj będzie o nowej drodze i nowym, pięknym miejscu.
Droga Maremmana zawdzięcza swoją nazwę krainie Maremma, która w uproszczeniu obejmuje część terenów nadmorskich Toskanii. Na mapach obecnie oznaczona jest symbolem SS 74 tj. Strada Statale 74 (droga krajowa).
Zaczyna się na toskańskim wybrzeżu, dokładniej w Albinii, wiedzie m.in. przez Manciano i Pitigliano, przechodzi przez północną część regionu Lazio, łącząc południową Maremmę z Umbrią. Długość tej drogi, według włoskiej Wikipedii, wynosi 91,7 km.
Maremmana to stosunkowo nowa droga; została zbudowana w 1928 roku, więc od dróg typu Cassia, Cassia Adrianea, Lauretana, Aurelia, droga Siedmiu Mostów Sette Ponti, itd. wytyczonych w starożytności dzielą ją tysiąclecia. Aż dziwne, że jej wcześniej nie było 🙂
Biegnie przez bardzo interesujące tereny wśród tufowych skał, gdzie pozostało wiele śladów pradawnych mieszkańców tych ziem – Etrusków. Bardzo ciekawy pod każdym względem jest trójkąt trzech niezwykłych miejscowości Sovana, Sorano i Pitigliano, z których ta ostatnia znajduje się tuż przy trasie Maremmany.
W pobliżu Sovany i Sorano znajdują się głębokie i wąskie wąwozy wykute w skałach, z korytarzami i tajemnymi przejściami, które prowadzą do etruskich grobowców. Tworzą one rozległy park archeologiczny, o czym więcej na stronie www.leviecave.it. Niedaleko stąd znajdują się również słynne wody termalne Saturnia.
Sorano i Sovana to miejscowości, które widnieją w moim kalendarzu planów i marzeń na liście “do odkrycia”. Z Pitigliano już trochę się zaznajomiłam w czasie wiosennego przedpołudnia i paru wieczornych godzin jesienią. Były to krótkie wycieczki z tzw. doskoku, w drodze skądś tam, bez wcześniejszego studiowania przewodników, książek i map.
W zasadzie, stojąc na parkingu przed miastem, stwierdziłam, że wiedza przewodnika by mi się bardzo przydała, ale na razie wystarczy mi zachwyt, który czuję patrząc na Pitigliano wyrastające z tufowych skał, a resztę doczytam kiedyś tam. Jak można sądzić z tego, co napisane poniżej, coś tam doczytałam.[envira-gallery id=”34481″]
Pitigliano zwane jest Małą Jerozolimą ze względu położenie na wzgórzu o wys. 313 m.n.p.m i urwistym zboczu oraz na znaczną i bardzo dobrze zintegrowaną społeczność hebrajską, która od wieków skupiona jest tu wokół swojej synagogi. Włoska wersja Wikipedii mówi, że Pitigliano było ważną siedzibą Etrusków już w Epoce Brązu, tj. w XII – XI wieku p.n.e, a ich domami były na początku pomieszczenia wykute tufowych skałach. Później, w miarę rozwoju ich cywilizacji, w VIII-VII wieku p.n.e ich domostwa znajdowały się również i na szczycie wzgórza obecnej średniowiecznej zabudowy Pitigliano, o czym świadczą odkrycia fragmentów etruskich murów z tego właśnie okresu.
“Na początku była jesień” – tak mimowolnie parafrazuję pierwsze słowa Starego Testamentu, myśląc o Pitigliano. Takie biblijne skojarzenia napływają do mnie zapewne przez informacje o hebrajskiej społeczności tego miasta. Moja pierwsza krótka wizyta w Pitigliano przypadła właśnie na jesień, w pochmurny, zimnawy, październikowy dzień z “biblijnym niebem”.
W te szarobure popołudnie, które miejscami nieco się rozjaśniało, pierwsze co od razu mi się spodobało po wyjściu z parkingu, to wykute w tufowych skałach pomieszczenia typu garaże i sklepiki. “Jaskiniowcy są wśród nas. To się nazywa połączenie człowieka z naturą”, myślę z podziwem o adoptowaniu skalnych wnęk na pomieszczenia użytkowe.[envira-gallery id=”34520″]
Potem zauroczył mnie rozmach i wielkość budowli miasta. Stwierdzam, że po przebywaniu dłuższy czas w małych przestrzeniach głuszy, każde większe miasto wydaje się ogromne, ale Pitigliano zrobiło na mnie wrażenie średniowiecznej metropolii, pełnej urokliwych zaułków i wąskich, stromych przejść. [envira-gallery id=”34492″]
Tuż na wejściu do miasta spotkasz ogromną budowlę, jakby bardzo wysoki most opierający się na wielu łukowych kolumnach.
To dzieło inżynierii wodnej z XVI wieku czyli wodociąg, którego zadaniem oczywiście było dostarczanie wody do miasta.
Po włosku zwie się Aquedotto Mediceo, jako że zbudowany został w czasach podległości Pitigliano potężnemu, florenckiemu rodowi Medyceuszy.
Piękny jest zamek Orsini, gdzie według informacji znajdującego się tam muzeum, do zwiedzania jest udostępnionych 21 zamkowych komnat, w tym słynna sala tortur. Ech, komnat jeszcze nie widziałam… za to przekonałam się jak bardzo urokliwy jest placyk przed zamkiem, ze słynną studnią, której strzeże głowa rzeźbionego niedźwiedzia – ukłon w stronę nazwiska możnej rodziny Orsini; słowo “orso” znaczy po polsku niedźwiedź. Niedźwiedź – jaka miła odmiana po wszechobecnych włoskich lwach 🙂
Rzecz jasna, nie uszły mojej uwadze napoje typowo włoskie. Każda kraina Toskanii ma swoje słynne na cały świat winne specjały; np. Chianti słynie z wina Gallo Nero Chianti Classico, Val D’Orcia kojarzy się przede wszystkim z Nobile di Montepulciano i Brunello di Montalcino, Val d’Elsa – Vernaccia di San Gimignano.
Z kolei jeżeli chodzi o Maremmę wymienia się najczęściej dwa wina: Morellino di Scansano (czerwone) i Bianco di Pitigliano (białe).
Mnie akurat w Pitigliano często wpadało mi w oko czerwone wino o dziwnie znajomej nazwie PITIGLIO, którego etykieta ozdobiona jest wizerunkiem średniowiecznego rycerza.
Rozpiętość cenowa tego napoju bogów jest znaczna – od 2,2 eur do 40 eur; przynajmniej takie ceny widziałam w zwykłych sklepach, ale zapewne bywają jeszcze droższe. Rzecz jasna cena zależy od liczby lat jego leżakowania i znakomitości marki producenta.[envira-gallery id=”34537″]
Kim był PITIGLIO? Hmmm… Osoba zwana Pitiglio zmusiła mnie do poszukiwania informacji historycznych. Etykiety wina Pitiglio przedstawiają rycerza w pełnej zbroi, więc wyobrażałam sobie jakąś ciekawą, średniowieczną historię, która uhonorowała go w formie nazwy i etykiety słynnego wina, a tu nic – żadnych wieści o rycerzu ani żadnego wytłumaczenia tej nazwy. Przynajmniej jeszcze się nie doszukałam.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby udać się do piwniczki z winami Pitiglio i wybadać sprawę na miejscu, bo inaczej nie da mi to spokoju. Już nawet myślę o Pitiglio pod kątem wrześniowego przyjazdu fajnej damskiej grupy z Polski – pewnie spodobałoby im się to miejsce – miasto Pitigliano, winiarnia Pitiglio. Ciekawe czy są tam jakieś tajemnicze podziemne piwnice? Z tego co widzę na stronie internetowej, są!
Twierdzenie numer dwa: Człowiek po przebywaniu w głuszy odczuwa niedosyt sklepów dla turystów. Naprawdę nie mogłam się napatrzeć – tam, w tych sklepikach nagromadzone, wręcz natłoczone były prawdziwe cuda.
Obiecuję sobie, że gdy tam wrócę, zafunduję sobie wielkie kupowanie zamiast fotografowania. Oj, przydałaby mi się wiele fajnych pamiątek typu deski kuchenne z drzewa oliwnego, obrazy, lampy i “płaskacze” czyli płaskie kamienie z narysowanym Pitigliano.[envira-gallery id=”34498″]
Kupić to na razie za wiele nie kupiłam, za to wdałam się w miłą pogawędkę z właścicielem pewnego ładnego sklepu, który między innymi spytał mnie, czy zwiedziłam już dzielnicę żydowską. A jakże, coś tam widziałam, ale tylko trochę, bo wcześniej pochłonęły mnie sklepiki i nawet nie zauważyłam, kiedy się ściemniło. Potem zapytał, czy zauważyłam żołnierzy.
“To są włoscy żołnierze pobliskiego garnizonu opłacani przez włoskie państwo, kontrolują tam teren dzień i noc” i jeszcze: “Dlaczego tak to musi być? Dlaczego nasi, włoscy żołnierze nie strzegą naszych kościołów, tylko żydowskie? Przecież my też jesteśmy tak samo ważni”. I tu dołączył się do rozmowy jakiś ożywiony tematem klient sklepu, a ja dyplomatycznie zniknęłam. Hmmm… domyślam się, jakie antagonizmy mogą powstawać w takich sytuacjach.[envira-gallery id=”34531″]
Kwietniowe przedpołudnie w Pitigliano. Dwunasty kwietnia 2017, ciepło, zielono, dzień roboczy, brak ruchu samochodowego, brak tłoku. Od jakiegoś czasu myślę o drogach Toskanii, a teraz jestem tu z zamiarem napisania o drodze Maremmana, więc od razu robię jej zdjęcie. Droga jak droga, nic nadzwyczajnego, ale w otoczeniu jasnozielonych, wiosennych liści drzew, przeplatanych ciemną zielenią wyglądała bardzo zachęcająco.
Pitigliano również wygląda bardzo przyjaźnie – niebieskie niebo, miodowego koloru skała tufowa (miodki są różne, więc gdy tak napiszę, to nie pomylę się w określaniu jaki to odcień żółci), kolorowe kwiaty wydają się nieziemskie, tym bardziej, że jeśli ktoś dopiero co przyjeżdża z zimowej jeszcze Polski. Tym razem nie wchodzę do sklepików. Zadowalam się krótkim spacerkiem, zapisując sobie w pamięci nastrój leniwego przedpołudnia w Pitigliano i widok wielu pustych na razie stolików kawiarenek i restauracji.
[envira-gallery id=”34514″]
Fajnie jest móc obserwować codzienne życie tego słynnego miasta, w wiosennym słońcu, siedząc beztrosko na tufowym murku i ignorując poczucie czasu. Bez nerwowego patrzenia na zegarek i myślenia, co jest jeszcze do zrobienia.
Przy okazji kompletnie zapominam, że poprzednio obiecałam sobie zobaczyć jak wygląda w dzień to, widziałam jesienną nocą… Za to nasycam się dawno nie widzianym, wiosennym słońcem, a poza tym … do trzech razy sztuka! Następnym razem, może w zimie? Marzę, by zostać turystą, w Toskanii i nie tylko, więc może do zimy się spełni i stanę się “turista per sempre” czyli wiecznym turystą!
Do zobaczenia w Pitigliano 🙂
Witaj Wiollu, kolejny raz stwierdzam, ze Twoj blog jest najciekawsza skarbnica wiedzy o zakatkach, o ktorych wczesniej nigdy nie slyszalam, a teraz juz tylko marze, zeby je odwiedzic…Wynajdujesz perelki i podaje je na nam na srebnej tacy…co ja mowie SREBRNEJ? DIAMENTOWEJ!
Bardzo lubie Twoje skojarzenia i podziwiam, jak na nie wpadasz np.
Na poczatku byla jesien…
Przepiekne…
Pozdrawiam serdecznie-niedzielnie :-)))
Dzięki za miłe słowa – będę miała dobry początek dzięki Tobie, bo czytam Twój komentarz w poniedziałek 🙂
Pozdrawiam Cię jeżynowo i figowo – dzięki tym słodziutkim, pełnym słońca owocom, wiem co to znaczy DOLCE VITA 🙂 Życzę Ci najsłodszego DOLCE VITA 🙂
Ściskam MOCno, ciaoooooo