Molino vel Mulino Vepri
Opowiem Ci o starym młynie w Vepri… Tak mogłaby zaczynać się baśń o starym młynie opowiadana małemu dziecku, które słucha z rozbłysłymi oczami i otwartą z ciekawości buzią. Zrobiłam parę zdjęć tego tajemniczego młyna w połowie lutego, kiedy na szczęście coś tam było widać zza bezlistnych drzew i krzaków.
W zasadzie mogę powiedzieć, że dostrzegłam Molino Vepri przez przypadek i tylko dlatego, że przybyłam do Głuszy w porze zimowej. Przejeżdżając wolno pustą o tej porze drogą, zobaczyłam niewyraźny zarys budynku, który wydał mi się ciekawy, pomimo faktu, że nie widziałam go dokładnie zza przesłaniających go gałęzi. W pozostałych porach roku młyn pozostaje kompletnie niezauważalny, bo przesłaniają go zabudowania i bujnie rosnąca toskańska roślinność.[envira-gallery id=”27887″]
Od ludzi mieszkających w pobliżu dowiedziałam się, że ten interesujący mnie budynek to stary młyn. Na razie nie wiem o nim zbyt wiele, ale może kiedyś poznam jego historię, aby móc coś ciekawego o nim opowiedzieć. Od końca lutego usiłuję się umówić z tajemniczym osobnikiem imieniem NERI, który mieszkał tam już przed II Wojną Światową i jakoś zawsze tak się składa, że najbardziej zajęty na świecie staruszek nie ma czasu, akurat wtedy, gdy ja mam wolne. Ale nic to! Uzbrajam się w cierpliwość i co jakiś czas do niego dzwonię z miernym efektem. Wiem, że często przebywa w barze na głównym placu w Ambrze, w godzinach od 12.00 – 15.00, ale toskańskie bary w małych miasteczkach, gdzie wszyscy się znają i bezceremonialnie gapią się na “opiekunkę – turystkę”, to nie jest miejsce gdzie jest mi miło samej na kogoś czekać.
[envira-gallery id=”27893″]
Często przejeżdżam wspomnianą trasą, wiodącą z Ambry do Bucine. Jest koniec marca, właśnie nadchodzi wiosna i krzaczyska powoli zasłaniają mi widok z drogi na młyn. Ale ja wiem, że ON tam jest i zastanawiam się, kiedy został zbudowany, jakie stały w nim żarna i maszyny do mielenia mąki, ile ciekawych historii tam się zdarzyło…
Wciąż mam w pamięci inny młyn – nie tak całkiem drugoplanowy bohater książki “W stronę Toskanii. Mój młyn pod Cortoną”, której autorkę, Dorotę vel Mariannę Pilot miałam okazję poznać w Polsce, dzięki Sylwii z Domu Wina i Oliwy. Pochłonęłam jej opowieść o młynie w rekordowym czasie jednej grudniowej nocy. Warszawskie małżeństwo rozkochane we Włoszech, ich perypetie związane z zakupem, a później z modernizacją starego młyna i całej posiadłości, a w tle Cortona, włoscy przyjaciele, toskańskie tradycje, zwyczaje, ciekawe historie i opisy smakowitej Toskanii. Jestem zachwycona, między innymi dlatego, że odnajduję tu również i moje przeżycia, zdziwienia, zachwyty…
“Mój” młyn z Głuszy ma jedną wspólną cechę z młynem z pod Cortony – też bluszcz oplata go swoimi mackami. I na tym podobieństwa się kończą, bo ruina Molino w Vepri pewnie nawet nie nadaje się do renowacji, ale tak do końca tego nie wiem. Może akurat teraz czyta te słowa jakiś polski milioner, któremu marzy się stary, toskański młyn do remontu… W razie czego podaję namiary: wirtualnie tutaj, w dziale kontakt, a realnie w Dolinie Ambry, w miasteczku Ambra, adres: nad rzeczką Ambra, nad rzeczką opodal krzaczka, gdzie mieszka pewna Kaczka Dziwaczka 🙂 Na zachętę zamieszczam zimowe, lutowe zdjęcia młyna pożeranego przez bluszcz. Może znajdzie się ktoś, kto go uratuje?[envira-gallery id=”27899″]
A ja postanawiam przyjrzeć się jeszcze raz młynowi, teraz na wiosnę. Zrobić mu piękne foty portretowe, z oszałamiająco świeżą wiosenną zielonością w tle. To dopiero byłaby dobra przynęta dla milionera, któremu zamarzyłaby się renowacja starego młyna 🙂 Do miłego zobaczenia w toskańskim młynie, ciaoooo!
Ratowanie tego młyna to byłoby gigantyczne przedsięwzięcie. Ale może znajdzie się śmiałek? Czego młynowi szczerze życzę :))
O, właśnie! “Śmiałek” to określenie, którego mi brakowało. Słowo to oddaje z całą mocą ogrom tego zadania. Czekamy na ŚMIAŁKA 🙂
Jest przecudowny! 🙂
zgadzam się totalmente 🙂 i dziękuję w imieniu Młyna 🙂