MALWY – dziewczyny z Kalendarza.
Toskania jest kobietą.
Niedawno z okazji robienia wielkich porządków i przeglądania zawartości moich szaf znalazłam teczkę w powycinanymi stronami róznych numerów czasopisma ZWIERCIADŁO sprzed paru lat.
Przypomniało mi się, że niektóre felietony lub historie opisane w tym miesięczniku robiły na mnie takie wrażenie, że je wycinałam, żeby je zachować na zawsze, bo za nic w świecie nie mogłam się z nimi rozstać!
Z ciekawością zajrzałam do mojej “historycznej teczki”, myśląc o tym, co ciekawego kiedyś mnie aż tak zafrapowało, że postanowiłam przedłużyć jego żywot i zachować po wsze czasy w tej teczce. Wśród wycinków zauważam kartkę z cyklu “Dobre Strony Życia” i “Podzielmy się dobrym”.

Prawdziwie jasna strona! Uśmiecham się do zadrukowanego dobrem skrawka ZWIERCIADŁA.
Dobrze pamiętam, dlaczego go wycięłam, by zachować i pamiętać “na zawsze”.
Między innymi zelektryzowały mnie słowa “w Toskanii w pięknym średniowiecznym mieście Arezzo“, które wspomniała w liście do redakcji w 2013 r. jedna z “Dziewczyn z kalendarza” – Sławka Ligenza-Hill.
Arezzo to moje ulubione toskańskie miasto, ale w tym przypadku, nie o samo Arezzo chodziło.
Jej list był tak wypełniony radością, energią i pozytywnymi emocjami, że pewnie zachowałabym go dla siebie nawet i bez wzmianki o Arezzo.
Zobacz, co napisała wtedy Sławka:
“Jest nas sześć. Malujemy i działamy razem już od wielu lat. Piewszy wspólny plener miał miejsce w pięknym siedlisku Malwy w Wyrównie na Kaszubach latem 2007 roku. Zaprosiła nas Kasia i zaraziła swoją pasją. Spodobało się nam to wspólne malowanie i przebywanie tak bardzo, że od tego czasu spotykamy się co najmniej raz w roku na dłuższym wyjeździe plenerowym i wiele razy w ciągu roku na krótkich spotkaniach malarskich oraz towarzysko-organizacyjnych.
Malowałyśmy razem w najpiękniejszych zakątkach Polski, ale także w Hiszpanii i parokrotnie we Włoszech. Na plenerach malujemy całymi dniami, zwiedzając okolice, szukając inspiracji, spotykamy ciekawych ludzi, a wieczorami przygotowujemy dania autorskie (wszystkie lubimy gotować), słuchamy muzyki, popijamy wino i dyskutujemy o sztuce i o życiu.
Nasze wspólne wystawy miały miejsce m.inn. W Dworku Sierakowskich, Art Cafe Sanatorium, na hipodromie, w Zatoce Sztuki w Sopocie oraz w Toskanii w pięknym średniowiecznym mieście Arezzo, dokąd zaprosiła nas grupa miejscowych artystów i władze tego masta. Organizujemy też otwarte warsztaty malarskie, a od 2010 roku wydajemy kalendarz z naszymi obrazami. Ten na rok 2014 jest już piąty!
Nasze życie dzięki wspólnym działaniom artystycznym jest pełniejsze, barwniejsze, szczęśliwsze. Zachęcamy innych do pójścia w nasze ślady, niekoniecznie musi to być malarstwo. Ważna jest przyjaźń, akceptacja, otwartość na różne punkty widzenia oraz przede wszystkim przyjemność przebywania razem.
P.S. Malwy to: Kasia Michalczewska, Sławka Ligenza-Hill, Ela Krasińska, Ewa Stryjska, Basia Faron, Małgosia Godlewska”.

I tu następuje koniec cytatu a zaczyna sie mój niedosyt.
Po co by miała ta nieco wymięta kartka ze starego Zwierciadła wpadać po siedmiu latach w moje ręce? Tak się zastanawiam… i już wiem po co! Po to: “przyjaźń, akceptacja, otwartość na różne punkty widzenia oraz przede wszystkim przyjemność przebywania razem”.
Takie oczywiste prawdy, a jednak ludzie (niby ja) często o nich zapominają. Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby poznać osobę, która to napisała, dowiedzieć się czegoś o jej toskańskich doświadczeniach i utwierdzić ją, że to co kiedyś napisała do ZWIERCIADŁA jest piękne, ważne i ponadczasowe, bo żyje nie tylko w mojej “historycznej teczce”, ale i w moim sercu, a może i w sercach innych czytelniczek, kto wie…
Niewiele myśląc (właśnie, jakbym zaczęła myśleć, to prawdopodobnie zaczęłabym wymyślać różne wymówki, że jutro/ kim ty jesteś żeby dzwonić do dystyngowanej malarki/ co ty jej powiesz?) “wygooglowałam” sobie Sławkę, autorkę listu opublikowanego na łamach ZWIERCIADŁA, zdzwoniłyśmy się i naturalnie podzieliłyśmy się naszym bieżącym “dobrem”. Od razu zorientowałam się, że mam do czynienia z osobą bardzo energiczną, życzliwą i otwartą.
Tak, Sławka pamiętała, że pisała kiedyś do tego czasopisma, nie przypuszczała jednak, że jej słowa mogłyby znaleźć w kimś oddźwięk po tak długim czasie! Była wyraźnie zdumiona, ale chyba i zadowolona… Rozmawiałyśmy o Toskanii, o plenerach, o przyjaźniach, które nawiązują się podczas wspólnego działania. Dla mnie są to ważne rozmowy i ważne działania, bo w ten sposób wychodzę ze skorupy zahukania i nieśmiałości.
Nie dość że w spontanicznym odruchu zachciało mi się szukać autorki listu, to jeszcze odważyłam się do niej zadzwonić, przedstawić się, uzyskać wiele cennych informacji, zdjęć obrazów, nawet otrzymać pocztą kalendarze do celów naukowych, czyli na potrzeby tego wpisu, HA! Jak na mnie, to znaczy jak na moje wcześniejsze standardy działania (niechętnego, bo na bazie niskiej samooceny), to i tak dużo! I to wszystko przez Toskanię… a Toskania jest kobietą!
Ostatnio, w związku ze Sławką i MALWAMI nadeszła mnie pewna refleksja dotycząca kobiecości pewnego miejsca w Toskanii.
Kto był w Toskanii, na pewno widział takie słynne miejsce blisko urokliwego miasteczka San Quirico d’Orcia. Jest to skupienie kilkunastu, no może ponad dwudziestu cyprysów na otwartej przestrzeni, wśród nagich wzgórz widocznych z drogi z San Quirico d’Orcia w kierunku Montalcino i Sieny.
Niewątpliwie jest jednym z najbardziej fotografowanych miejsc w Toskanii i znajdziesz je w przewodnikach i “internetach”, np. tutaj. O każdej porze dnia parkuje na poboczach drogi mnóstwo samochodów, w których kłębią się amatorzy fotografii z całego świata, gotowi ustrzelić “fotę roku” w tym właśnie miejscu.
Mnie osobiście te słynne cyprysy niedaleko San Quirico d’Orcia aż tak bardzo się nie podobały. Prawdę mówiąc, dziwiłam się, co ci ludzie widzą w tym widoku, że nieustannie go fotografują i powielają nim miliony pocztówek i kalendarzy? Do niedawna, tj. do czasu kiedy Sławka Ligenza-Hill podesłała mi swoją autorską wersję tego widoku, przedstawiając to miejsce jako falującą Toskanię.

Mogę się domyslać, że pora roku na tym obrazie to jesień, bo czerwone i różowe odcienie fal to kolory winnic “ubierających” Toskanię na przełomie października i listopada, w okresie, kiedy MALWY przebywały tam na jednym ze swoich plenarów malarskich.
Na obrazie Sławki ujrzałam to słynne “cyprysowe miejsce” całkowicie inaczej – jej cyprysy skojarzyły mi się z Kręgiem Kobiet, przyjaznych, skupionych na czymś ważnym, troskliwych, chroniacych swoje wspólne sprawy. Tak to poczułam…
Czyż to nie piękne, że sztuka budzi w nas refleksje i skojarzenia, które nie przyszłyby nam wcześniej do głowy?
Gdy w czasach początków mojego bloga w pisałam o cyprysach, wspominałam o tym, że w Toskanii te drzewa określa się “strażnicy Toskanii”. I tu na obrazie Sławki, widzę Cyprysy-Kobiety jako Piękne Istoty, pełne własnej MOCy i MOCy kręgu, który tworzą, strażniczki albo może lepiej: Boginie-Opiekunki Ognia w Świątyni…
Dodatkowo ucieszyła mnie kolorystyka obrazu – dużo różu i czerwieni, czyli jesienne winnice, których w rzeczywistości przy tych słynnych cyprysach nie ma, bo jak wspomniałam, znajdują się tam tylko nagie wzgórza porośnięte zbożem i łąkami.
Ten obraz jest dla mnie symbolem toskańskiego zachwytu, taką Toskanią utkaną z najpiękniejszych momentów – pogodne niebo, ciepło, cyprysy, krąg Pięknych Istot, falujące wzgórza i czerwono-różowe falujące połacie winnic. Z tego obrazu wyłania się TAJEMNICA i OBIETNICA.
A także PO-E-ZI-JA i MA-DŻI-JA… Wiem, że to nie bardzo po polsku napisane, ale tak czytam sobie z włoska te słowa, bo te określenia po włosku brzmią dla mnie lekko, a jednocześnie wyraziście i bardziej artystycznie. To tak jak z językiem arii operowych, które najlepiej brzmią śpiewane po włosku.
Ciekawe, jak autorka obrazu przyjmie taką interpretację jej dzieła. Może akurat chciała pokazać coś innego. Tak czy inaczej, każdy może mieć swoje zdanie na temat danego obrazu, niekoniecznie trzeba wiedzieć “co autor miał na myśli” może to być interesujące nawet i dla autora, usłyszeć, co też te ludziska tam zobaczyły 🙂
To chyba nie przypadek, że piszę ten tekst w przeddzień Dnia Kobiet.
Wszystkiego najlepszego, Kochane Kobiety! I Wy, MALWY, i Ty, która teraz czytasz te słowa, i Ty, Toskanio, włoska kobieto!
Suchar
No i jeszcze przypomniało mi się, że dawno temu, gdy pracowałam w spożywczym zakładzie produkcyjnym, dzieliłyśmy kobiecą załogę na BIURWY czyli dziewczyny z biur i LARWY – dziewczyny z laboratorium. A tu proszę, dochodzą jeszcze MALWY – dziewczyny malujące. Można tu pewnie włączyć grupę dziewcząt SIĘ MALUJĄCYCH, żeby była liczniejsza, bo wiadomo – w grupie siła!
Ojej!!! Jaka niespodzianka!
Obudziłam się z bólem głowym i bardzo niechętnie otworzyłam laptop obawiając się katastroficznych wiadomości na temat koronawirusa i polityki.
A tu przywitała mnie słonecznie moja własna Toskania i moje własne słowa sprzed wielu lat, do tego taki pięknie przefiltrowane i zrozumiane przez Wiolla Lewandowska.
Spojrzałam jej oczami na ten mój obraz. I … spodobało mi się to co zobaczyłam.
Lubiłam ten obraz ale już go nie mam. Został zlicytowany jesienią podczas Koncertu Charytatywnego zorganizowanego przez Fundacja Dom Rain Mana KRS 0000243408. Taka drobna cegiełka pomocowa. Dzisiaj do mnie wrócił wirtualnie za pośrednictwem Wiolli.
Dziękuję.
A to wszystko z powodu jednego listu napisanego pod wpływem impulsu do ZWIERCIADŁA.
Jeśli zaś chodzi o moje przyjaciółki MALWY to po tylu latach wciąż działamy razem i to w tym samym sześcioosobowym gronie. I dobrze nam razem.
Pozdrawiam Sławka Ligenza-Hill/MALWA
Dziękuję Ci za takie miłe słowa <3 I cieszę się, że ten obraz zasilił tak szczytny cel jak Dom RAIN MANa. Nawiasem mówiąc kocham ten film, Dustina Hoffnmana i muzykę z tego filmu - wciąż mi w duszy gra... I kocham ZWIERCIADŁO, bo połaczyło mnie z tak pięknymi Istotami Malującymi, jak wy - MALWY. Cieszę się że kontynuujecie Wasze malowanie i Waszą działalność. Mam nadzieję, że uwiecznię Was i Wasze dzieła w Toskanii, w Hiszpanii, albo gdzieś w pięknym świecie. Sciskam Was wszystkie MOCno i salutuję 🙂
Witaj
Chętnie poczytam Twojego bloga, bo kilka lat temu zakochałam się w Toskanii:)
Byłam w kilku miejscach, bardzo pięknych, malowniczych, poznałam troszkę smaków, zapachów:)
Historia Twoja mnie wzruszyła.
Niestety nie byłam tam, gdzie rosną te cudne cyprysy.
Obrazy także piękne:)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam:)
http://spacerem-przez-zycie.blogspot.com
Ciao 🙂
Dziękuję za piękny komentarz, mam nadzieję, że na moim blogu znajdziesz coś interesującego, chociaż przyznaję, że ostatnio z powodów zdrowotnych jakoś zaniedbałam pisanie, ale powoli się nawracam 🙂
Chętnie skorzystam z zaproszenia i odwiedzę Cię u Ciebie na blogu i to pewnie nie raz.
Do miłego zobaczenia u Ciebie, u mnie, na spacerze przez zycie, w Polsce, w Toskanii, gdzieś w pięknym świecie….