O ZNALEZIONYM WŁOSKIM KOTKU

» Posted by on lis 7, 2012 in Foto, Głusza, Ludzie, Podróże | 0 comments

O ZNALEZIONYM WŁOSKIM KOTKU

Opowiem Ci o znalezionym włoskim kotku.

Ostatnio, w poprzednim wpisie, o wschodzie słońca na parkingu, dodałam parę zdjęć z parkingów, na których spałam w czasie pokonywania Pandzią trasy PL – IT.

Jest tam KICIUŚ z jakiegoś parkingu, gdzieś w Austrii. To było w późno w nocy, gdy zatrzymałam się tam, aby się przespać w mojej Pandzi. Zauważyłam tam dwa małe kotki; ten biały na zdjęciu to pewnie samiczka (tak mi się zdawało)  – łagodna, spokojna kuleczka, siedziała sobie w pobliżu drzwi AUTOGRILLu.

Dziwnie mi wyszło to zdjęcie – jakiś barowy neon odbija się na tej Koteczce i zwierzątko wygląda jakby rudawo, ale zapewniam Cię, że to efekt neonu – w rzeczywistości Kiciuś był czarno-biały. 

Drugi to na pewno był samiec – wszędzie go było pełno! Można by się wyrazić, że biegał, co mówię – każdy porządny Ślązak powiedziałby: “latał jak POPARZONY”!!! Był bardzo ruchliwy, dobiegał do każdej osoby będącej w pobliżu AUTOGRILLu, zapewne w celu zdobycia pożywienia, jednak bez większego efektu – ludzie go odganiali. Kupiłam kanapkę i dałam cichutkiej, słodkiej samiczce. Miałam straszną ochotę ją stamtąd zabrać…

Natychmiast przypomniał mi się mój włoski KICIUŚ. W styczniu tego roku zauważyłam małego, zabiedzonego kotka niedaleko miejsca mojego zamieszkania, pod wozem z drzewem. Zaczęłam go karmić, była (samiczka) bardzo przestraszona, wychudzona, wyziębiona i to BAAAAARDZO WYZIĘBIONA, bo wtedy była tam naprawdę zima stulecia. PIANO PIANO, czyli z włoskiego “powoli, powoli” zaprzyjaźniłam się z kotkiem, zanosiłam jedzenie pod ten wóz z drzewem, potem zaczęła chodzić za mną cały czas.

Była bardzo nieufna w stosunku do ludzi i zbliżanie się do domostw ludzi stanowiło dla niej widoczny problem – naprawdę trudno ja było zachęcić do wejścia, ale po wielu próbach udało mi się ją “zaprosić” do domu stuletniej Bambiny, z którą mieszkałam. Zapamiętam na zawsze jak przycupnęła przy drzwiach, patrząc jak zaczarowana w płomyki ognia kominka w przykuchennym pokoiku.  

W ciągu kilku dni wzięłam ją do siebie jako domownika, nie zważając na protesty Włochów, współmieszkańców i właścicieli domu, w którym mieszkałam, którzy nigdy w życiu nie trzymali zwierząt w mieszkaniu i byli bardzo nieprzekonani do idei “FUTRZAK przyjacielem człowieka”. Odganiali go i wrzeszczeli na niego i na mnie. Powiedziałam “albo ten kotek ze mną tu zamieszka albo wyjeżdżam”. Udało się!

Jeszcze tylko do weterynarza, bo widać było, że znaleziony KICIUŚ był chory i efekty kuracji widać na zdjęciach. Weterynarz zakładając kotkowi książeczkę sanitarną zapytał się mnie jakie ma wpisać imię dla kotka. Hmmm, nie pomyślałam o imieniu, zawsze reagowała na polskie słowo “Kotek” albo Kiciuś”. Ma plamkę w kształcie serduszka na grzbiecie, ale dać mu na imię SERCE czy SERDUSZKO, to tak nie bardzo, pomyślałam.

A może PALLINA czyli po naszemu Piłeczka? OK! Niech będzie Piłeczka, bo goniąc za płatkami śniegu (a w lecie za motylkami, jak się okazało) podskakuje czasem jak piłka. Chociaż może dla niej lepsze byłoby imię ŚNIEŻYNKA? Ale takie imię w ciepłej Toskanii? A poza tym, żaden Włoch nie wypowie poprawnie tego imienia. Została Pallina i basta! Spójrz na nią, jak ładnie teraz wygląda. Czy według Ciebie mój KICIUŚ obecnie  wygląda na wychudzonego i zabiedzonego kotka?
[envira-gallery id=”20327″]

 

 

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.